ClickCease

ul. Słoneczna 4, Bielany Wrocławskie

Pn-Pt 09:30 - 17:30 / Sb 10:00 - 14:00


ul. Farysa 44B - wjazd od ul.Prozy, Warszawa

Pn-Pt 10:00 - 18:00 / Sb 11:00 - 14:00


ul. Słupska 21, Poznań

Pn-Pt 09:30 - 17:30 / Sb 09:30 - 14:30

do kasy suma: 0,00 zł
wyszukiwarka zaawansowana

Jointem po mapie, kącik upalonego odkrywcy - odc.3 - Amsterdam

Jointem po mapie, kącik upalonego odkrywcy - odc.3 - Amsterdam

Siemanko Growerzy i Growerki, witajcie w kolejnym odcinku naszego cyklu podróżniczo-upalonego – Jointem Po Mapie. Dzisiaj zagramy po europejsku, klasycznie. Tak klasycznie, że jeśli chodzi o Stary Kontynent to bardziej się już nie da. Stolica Nederlandów, miasto Van Gogha, miasto kanałów, dzielnicy czerwonych latarni, to wreszcie miasto, w którym w 1972 roku otwarto pierwszy coffeeshop. AMSTERDAAAAM.


Tak wiem, nie jest to najbardziej oryginalny kierunek stonerowych podróży. Jednak uznałem, że musi on się znaleźć w tej serii. Powodów jest kilka. Po pierwsze, to absolutny klasyk. Przez wiele lat Holandia, głównie oczywiście Amsterdam, była jedyną relatywnie osiągalną opcją, żeby zapalić (tak naprawdę nie do końca)legalnie. Po drugie, nie każdy jednak był. Ja sam późno się pojawiłem w naszej Obiecanej Ziemi, znam doświadczonych palaczy, którzy jeszcze nie byli. Po trzecie wreszcie, Amsterdam to przecudowne miejsce. I uwierzcie, nie chodzi tylko o kofiki. Ale one oczywiście uroku temu miastu nie zabierają.

Jak to bywa w przypadku takich kanonicznych pozycji, napisano o Amsterdamie wiele. Tak wiele, że przy przygotowywaniu się do długo wyczekiwanego tripa, możecie być przytłoczeni nadmiarem informacji, podsumowań, list knajpek i zestawień. Dlatego ja zrobię Wam taką pigułkę, a by trzymać się branżowego języka, skręcę Wam takiego jointa, w którym wrzucę przykłady z każdej istotnej pozycji. Amsterdam Haze Mission, lecimy.


Na start trochę kultury. Miasto znane jest z licznych muzeów, większość z nich położona jest blisko siebie. Ja mogę Wam polecić dwa – jedno klasyczne, drugie nietypowe. Pierwsze to Muzeum Van Gogha. Jestem fanem impresjonizmu i ekspresjonizmu, wydaje mi się, że wystawa jest dość przystępna, i może być dobrym wstępem do malarstwa, czy sztuki w ogóle. No i nie czarujmy się, po jakimś dobrym Sour Dieselu te kolorki, te szybkie pociągnięcia pędzlem zaczynają pracować z jeszcze lepszym efektem.
Druga opcja idzie właśnie tym torem, mowa tu o Electric Ladyland – Muzeum Sztuki Fluorescencyjnej. Dobrze czytacie, to interaktywne, kwasowe jak płyty Jimiego Hendrixa muzeum w mieście kwitnącej konopi. Jimi, co oczywiste jest motywem przewodnim całego tego pierdolnika. Miejsce ma ciekawy klimat, trochę wygląda jak z dawnej, lekko zapomnianej epoki, ale po dobrym jointcie może być fajnym tripowym spacerkiem.

Po spacerku człowiek może zgłodnieć. Gdzie coś zjeść? Oto pytanie każdego stonera na wyjeździe. Służę pomocą, znowu dwie opcje.
Amsterdam ma opinie drogiego miasta, ale jeśli dobrze poszukamy i opuścimy centrum to można znaleźć bardzo fajne knajpki w spoko cenach. Podobnie rzecz wygląda z hotelami. Ja kiedyś ogarnąłem miejscówkę w mocno imigranckiej dzielnicy (ale przypału zero, tramwaj do samego centrum zawozi w pół godzinki, no i te ceny właśnie) Geuzenveld. Tam swoją drogą, mogę polecić bardzo fajny, świeżo odnowiony hotel XO Hotels Infinity. I z tego hotelu wychodząc na pierwszą holenderską szamkę, natknąłem się na super autentyczny, prawdziwie turecki kebs - Serifoglu Antep Kebap. Za naprawdę śmieszną kwotę zastawili nam stół – sałatki, ayran, tzatziki, mnóstwo mięcha, pieczywo do zagryzki – wyglądało i smakowało to legitnie na maksa. A po wszystkim jeszcze genialna herbatka i baklawa. Damn it, ta słynna ślinka naprawdę poleciała.
Drugie miejsce, zdecydowanie bardziej w centrum, zaraz nieopodal browaru Heinekena. Poke Bowl Original. Pyszne, lekkie, zdrowe, i idealne w opcji to go – hawajsko-japońskie danie. W Polsce też już można dostać, tam jadłem najlepsze ever. Totalne bogactwo dodatków, sosów, owoców, warzyw i surowej ryby – wszystko razem z ryżem w jednej misce. Lubisz np. wietnamską, tajską kuchnię? To też siądzie, eksplozja smaków gwarantowana.


Ok, czyli podkład pod melo mamy gotowy. Amsterdam znany jest oczywiście ze swojej sceny klubowej. Jeśli chodzi o klasyczne potupanko do dzikich rejwów – tu nie pomogę, ale mam wrażenie, że czytelnicy tego bloga tak strasznie za klubowym parkietem nie tęsknią. ALE. Jakiś koncert fajnie byłoby zobaczyć. Tutaj mogę polecić, znany skądinąd, i uznawany za jeden z lepszych w Amsterdamie, klub Paradiso, a konkretnie jego północną filię – Paradiso Noord. Położony tuż przy stacji darmowego promu, jest częścią gentryfikacji północnego Amsterdamu. Wystrój prosty, ale klimatyczny, z dziwnych opcji w środku na wejściu stoi zaparkowany oldskulowy lowrider. Sala dobrze nagłośniona, wygodne balkony, bar przyjazny. Na jakiś koncert czy nawet jakąś sensowną potańcówkę – w sam raz.

Ok, ale przecież nie przyjechaliśmy tu tańczyć, jeść, czy oglądać obrazki. Ja też jestem winny pytania recepcjonisty w pierwszych 30 sekundach rozmowy – GDZIE NAJBLIŻSZY KOFIK GOŚCIU!? Warto się odchamić, warto zjeść coś innego niż rzeźnicka na grubym, ale w Amsterdamie warto zajarać. Warto wiedzieć gdzie. O Bulldogu, i żeby raczej odpuścić, słyszeli nawet laicy. Może dla historycznego statusu, dla jednej sztuki jakiejś basic amnesii czy jak ktoś pali z tytoniem to nawet prerollsa - można wejść. Ale po co. Ja mogę Wam polecić coffeshop, a konkretnie małą sieć, która konsekwentnie od wielu lat pojawia się w podsumowaniach najlepszych coffee shopów w Amsterdamie. Boerejongens [wym. Bore-a-young-an's) to miejsce naprawdę wyjątkowe. Wnętrze kojarzy mi się z apteką z okresu międzywojennego, wszystko w drewnie, budtenderzy w białych fartuchach. W porównaniu z rasta/hippie/klasycznym stylem większości kofików robi to wrażenie. Wrażenie robią ceny, ale też jakość tematu. Hasz, isolatory, edible, no i piękne kwiaty. W menu dobry balans klasyki z konopnym snobstwem 😉 Ogólnie, kupując tam jazz czujesz się jak koneser, a jeśli koneserem nie jesteś to obsługa na bank coś doradzi. Moja rada – nie pytajcie tam o Kalifornię, tam mają typowo holenderskie genetyki, a ja walnąłem chyba małe faux pas, bo pan się trochę zjeżył. Kalifornię to w Kalifornii spróbujemy, tu warto próbować haze'ów, różńych choco, ak, czy holenderskich kushów.

No i co, wiecie gdzie zjeść, gdzie zapalić, co zobaczyć i gdzie się pobawić. I to wszystko można ogarnąć w jeden dzień. Resztę polecam zbadać samemu, Amsterdam to przepiękne miejsce i nie ma nic lepszego niż pogubić się w uliczkach czy kanałach. Lolek, zimny heineken i piękna Holandzia. Do zobaczenia na zielonym szlaku!

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl