"Palacze trawki zamulają". "Będziesz miał dziury w głowie od palenia tego gówna." "Przez to palenie będziesz zdemotywowany." "Zapomniałeś zrobić xyz, pal więcej." Te i inne hasła jako zapaleni stonerzy słyszeliśmy nie raz, nie cztery dwa zero. I daję piątkę kalifornijskiego stuffu, że tak jak ja macie tych tekstów dość. Bo wcale tak nie jest, a przynajmniej nie powinno być. I tylko od nas zależy czy usłyszymy je częściej.
Dzisiaj chciałbym luźno podywagować o wizerunku stonera. W społeczeństwie, w mediach, w sztuce. Jaki powinien być ten wizerunek. I dlaczego ważne jest by o niego dbać.
JAK TO WYGLĄDA(ŁO)
Od samego początku, w nowoczesnej historii, we współczesnej popkulturze, obraz palacza konopii był w zasadzie jeden. Ujarany hipis, w długich brudnych włosach, w zwiewnych koszulach, w podartych jeansach. Szlajający się po San Fransisco, mówiący niewiele poza: hey maaaan, groovy man, let's get heavy (slangowo heavy od heaven, czyli raczej "odlotowo" niż ciężko), let's smoke some ganja. To lata 60/70, a symbolem tego gościa jest Tommy Chong, znany z kultowej serii filmów – Cheech & Chong oraz z sitcomu "Różowe lata 70-te" (That's 70's).
W latach 90 ten wizerunek zupgrade'owano do gościa z kultowej produkcji Dave'a Chappelle'a i spółki, filmu Half Baked, w Polsce znanego jako... "Żółtodzioby" xd. Brian, grany bardzo hmm... teatralnie przez Jima Breuera to klasyczny najntisowy zjarus. Koszulka tie-dye, rozdziawiona w pół uśmiechu-pół zaskoczeniu paszcza, zjarane oczy i totalny nieogar rzeczywistości. Tak samo wyglądali stonerzy w innych klasycznych filmach, jak chociażby Pineapple Express (Boski Czilaut). Zawsze głodni i nieodnajdujący się w najzwyklejszej rzeczywistości. Zawsze leniwi, żywcem wyjęci z przestróg Twoich dziadków. Ale czy to naprawdę jest a)jedyna opcja b)w ogóle prawda?
JAK JEST?
No właśnie. Czy taki obraz jaracza jest fair? Możemy przecież przywołać prawdziwe postaci, które palą konopie od lat i delikatnie rzecz ujmując ogarniają.
Joe Rogan – największy podcast na świecie, ponad 100-milionowy deal ze Spotify, jeden z największych stand-uperów, komentator UFC, czarny pas taekwondo i brazylijskiego jiu jitsu. Człowiek wielu zajawek, znany ze swojej etyki pracy. Zapalony fan konopi, ciągły jej ambasador.
Eddie Bravo – geniusz bjj, twórca całego systemu grapplingowego, organizator wielu imprez, autor jednego z najbardziej popularnych zestawów przepisów, właściciel całej sieci szkół, trener gwiazd mma, jedna z ważniejszych postaci świata mma/bjj. Daily jaracz, lubi zapalić przed, po i w trakcie treningu.
Działacze konopni typu nasz polski Piotr Marzec aka Liroy. Codzienne palenie nie przeszkadza (a raczej pomaga) mu w zarabianiu potężnych pieniędzy, byciu jednym z niewielu polityków, którzy się nie zeszmacili, a wcześniej jeszcze niezaprzeczalnie imponująca kariera muzyczna. I znów jest to gościu, którego nie ma co się wstydzić, który może wbić się w garnitur i rozmawiać na poziomie formalnym, politycznym, nie tylko z rasta koszulką z listkiem na klacie (sic!)
Cała gama artystów. Od oczywistych typu Snoop (może i jest to oczywisty wybór, ale serio jak się człowiek zastanowi, na ilu instrumentach gra ten człowiek-orkiestra to robi to ogromne wrażenie). Seth Rogen czy Rihanna, po lokalnych grajków, którzy nie zamulają, tylko cały czas robią swoje i rzeźbią w swoim fachu. Nawet moja skromna osóbka – mam dziś wolny dzień, ale nie nie siedzę z palcem w nosie, tylko dłubię sobie ten tekst. A joincik w nagrodę na mnie czeka.
Oczywiście nie ma co zaklinać rzeczywistości, i nie zauważać całej rzeszy ziomków z osiedla, którzy przepalili młodość, lub nie daj boże dzieciństwo, i żyją teraz od piątki do piątki zamulając na kanapie. Jednak czy to tylko weed był tu winny? Czy po prostu trafił na podatny grunt, a jego miejsce równie dobrze mógł zająć zimny browar z puszki? Często mówi się, że konopie są wzmacniaczem sygnału jaki sami naturalnie wysyłamy. Często ci najbardziej nieogarnięci palacze dodatkowo dużo piją, stosują inne zabawki. Wyżej pokazałem Wam, że da się palić z klasą. Wiń użytkownika, nie używkę.
JAK BYĆ POWINNO?
No właśnie, tak na koniec. Naturalnie, kim ja jestem, żeby Wam mówić jak, kurwa, żyć?! Nie mniej, przynajmniej w czasach, w których walczymy o dekryminalizację/legalizację, powinniśmy, jako konopna społeczność najzwyczajniej w świecie trzymać fason. Moglibyśmy spróbować pokazywać światu, że jako palacze możemy być wartościowi, możemy coś wnieść, nie tylko chipsy na gastro. Możemy próbować dbać o higienę umysłu, koncentrację i pamięć. Czego sobie i Wam życzę, reprezentujmy 420 dumnie Elo!
FunkBin